Wiersz Na Koniec Stulecia
edy juŔ bylo dobrze
I znikŇo pojźcie grzechu
I ziemia byla gotowa
W powszechnym pokoju
Spošywaž i weseliž siź
Bez wiar i utopii,

Ja, nie wiadomo czemu,
ObŇoŔony ksiźgami
Proroków i teologów,
Filozofów, poetów,
SzukaŇem odpowiedzi
Marszcząc siź, wykrzywiając, budząc siź w Środku nocy
Wykrzykując nad ranem.

Co mnie tak pognźbiaŇo,
Bylo zawstydzające.
Brak taktu i rozwagi
ByŇby w mówieniu o tym,
A nawet jakby zamach
Na zdrowie ludzkoŚci.

Niestety moja pamiźž
Nie chciaŇa mnie opuŚciž,
A w niej Ŕywe istoty
KaŔda z jej wŇasnym bólem,
KaŔda z jej wŇasną Śmiercią,
Z jej wŇasnym przeraŔeniem.

I skąd by tam niewinnoŚž
Na plaŔach ziemskiego raju,
Niepokalane niebo
Nad koŚcioŇem higieny?
Czy dlatego, Ŕe Tamto
ByŇo juŔ bardzo dawno?

Do mźdrca Świątobliwego
--Glosi arabska przypowieŚž--
Bóg rzekŇ nieco zŇoŚliwie:
"Gdybym ludziom wyjawiŇ,
Jakim jesteŚ grzesznikiem,
Nie chwaliliby ciebie."

"A ja, gdybym im odkryŇ,
Jak jesteŚ miŇosierny
--OdparŇ mąŔ Świątobliwy--
Pogardzaliby Tobą."

Do kogo mam siź zwróciž
z tą caŇkiem ciemną sprawą
Bólu i razem winy
W architekturze Świata,
JeŔeli tutaj nisko
Ni tam w górze wysoko
řadna moc nie obali
Przyczyny i skutku?

Nie myŚlež, nie wspominaž
O Śmierci na krzyŔu,
chociaŔ co dzie� umiera
Jedyny miŇujący,
Który bez Ŕadnej potrzeby
ZgodziŇ siź i zezwoliŇ,
řeby co jest, istniaŇo
Razem z narzźdaiem tortur.

CaŇkiem enigmatycznie.
Niepojźcie zawiŇe.
Lepiej mowy zaprzestaž.
Ten jźzyk nie dla ludzi.
BŇogosŇawiona radoŚž.
Winobranie i Ŕniwo.
Chožby nie na kaŔdego
Przyszlo uspokojenie.